Posty

5 zachwytów: 01-14.04

Obraz
Oto przegląd 5 rzeczy, które sprawiły, że dwa pierwsze tygodnie kwietnia były zachwycające. Spisuję je, żeby móc co jakiś czas przypomnieć sobie, że nie wszystko jest kłębkiem ponurych, splątanych myśli. Część opisanych tu pokrótce miejsc na pewno zyska rozwinięcie w postaci pełnych wpisów na bloga. Tymczasem jednak zapraszam na: 1. Ogród Botaniczny Uniwersytetu Warszawskiego Rozpocząć kwiecień od wypadu do ogrodu botanicznego to szczęście. Chociaż początek wiosny nie jest może najbardziej popularnym momentem na spacery po zewnętrznej części parku, to trzeba pamiętać, że szklarnie sprawdzają się absolutnie zawsze. Jest w nich ciepło i wilgotno i na moment zapomniałam nawet o tej niewiarygodnie długiej zimie, która mi się przydarzyła. Więcej o Ogrodzie Botanicznym UW będzie można przeczytać w oddzielnym wpisie, dlatego na razie nie rozwodzę się za dużo na temat tego miejsca. Tymczasem jednak zostawiam zdjęcie wypełnione po same brzeżki zielenią, za którą tęskniłam.  2. Jedzenie Tak, ser

Zachwyt numer jeden: Plac Kasztelański i Osiedle Przyjaźń

Obraz
"Plac Kasztelański i Osiedle Przyjaźń?! To nie są żadne wyprawy! Nawet mikro!" zakrzyknęła moja znajoma, gdy poinformowałam ją, że wybieram się na spacer po okolicznym Bemowie. "Wyprawa to jest do Chin, Chorwacji i innych krajów zaczynających się również na inne litery, niż "ch". Bemowo to jest upadek!" I ok, mogłabym się zgodzić. Bemowo brzmi raczej mniej atrakcyjnie, niż Chiny, Chorwacja, czy nawet Ciechocinek, ale realia są takie, że w tym momencie mojego życia stać mnie co najwyżej na wyjazd do Raszyna. Mam więc dwa wyjścia: zamknąć się w domu i ubolewać nad brakiem możliwości zobaczenia Pekinu albo złapać ten tramwaj 26 jadący spod mojego domu i gnać na Bemowo, jakby jutra miało nie być. Ponieważ jestem człowiekiem o prostej konstrukcji, który czasem od życia potrzebuje tylko trochę słońca, soku winogronowego i wygodnych butów, wybrałam opcję numer dwa. Warto zaznaczyć, że Bemowo zawsze wydawało mi się dzielnicą zbudowaną z wysokich, pastelowych blok

Słowem wstępu

Obraz
Za kilka godzin opadnie na nas kwiecień. W wieczornym powietrzu już unosi się jego ciepły zapach. Słodkie, białe strzępy woni kwiatów mirabelek wypełniają warszawskie ulice, rozpychają się między blokami i światłem latarni. Założyłam tego bloga w styczniu, czując, że kolejna zima trwa już zbyt wiele zim. Chciałam, żeby pierwszy post był niezwykle okrągły. Mądry. Wnikliwy. Jednak zrezygnuję z tego na rzecz kilku prostych słów. Ten blog powstaje ze zmęczenia zmęczeniem. Być może dlatego, że muszę spędzać dużo czasu w social mediach, świat jest dla mnie trochę za szybki i nieco za pokraczny. Od jakiegoś czasu czuję, że rzeczywistość zlepiona jest z ciągle powtarzanych, wszechobecnych rolek na Instagramie, memów i piosenek tłuczonych nam do głowy tak wiele razy, aż w końcu pogodzimy się z tym, że muszą stać się hitem. Ponieważ wszystko podsuwa nam algorytm, niczego już nie odkrywamy sami. A ja tęsknię za zachwytem, jaki daje znalezienie czegoś pięknego. Lub dziwnego. Swobodnego i ciepłego.